Witam Was moi Drodzy po krótkiej przerwie.
Trochę się działo między czasie, dlatego stopniowo będę zdawać Wam relacje, zaczynając od morza (będzie jeszcze Finał BlogerChefa, konkurs z Posti i Piknik w Jachrance).
Dzisiaj mam dla Was pyszne ciasto waniliowe z kwaśnymi porzeczkami pod piankową bezą.
Składniki:Trochę się działo między czasie, dlatego stopniowo będę zdawać Wam relacje, zaczynając od morza (będzie jeszcze Finał BlogerChefa, konkurs z Posti i Piknik w Jachrance).
Dzisiaj mam dla Was pyszne ciasto waniliowe z kwaśnymi porzeczkami pod piankową bezą.
200 g mąki tortowej
3 żółtka
1/2 łyżeczki proszku do pieczenia
175 g serka waniliowego typu Danio
1 łyżeczka cynamonu
1 łyżeczka cynamonu
5 łyżek cukru
50 g masła
skórka z 1/2 cytryny
1 łyżka soku z cytryny
1 łyżka soku z cytryny
dodatkowo:
300 g porzeczek
300 g porzeczek
3 białka
2 łyżki cukru
Mąkę przesiać, dodać proszek do pieczenia, cynamon, cukier, skórkę cytrynową, sok z cytryny, masło, żółtka i serek, wszystko zmiksować na gładką masę.
Foremkę w kształcie tarty wysmarować tłuszczem i obsypać kaszką manną. Wyłożyć ciasto, a na nie porzeczki.
Włożyć do nagrzanego do 190 stopni piekarnika na 10 minut. W tym czasie ubić na sztywno białka z cukrem. Wyłożyć na ciasto i piec kolejne 20 minut.
Smacznego :)
//
Foremkę w kształcie tarty wysmarować tłuszczem i obsypać kaszką manną. Wyłożyć ciasto, a na nie porzeczki.
Włożyć do nagrzanego do 190 stopni piekarnika na 10 minut. W tym czasie ubić na sztywno białka z cukrem. Wyłożyć na ciasto i piec kolejne 20 minut.
Smacznego :)
//
Mam dla Was też porcję zdjęć z nad morza. :) (niżej)
Wyjazd niestety przeleciał bardzo szybko, ale za to wspaniale z moim Ukochanym P.
Na 4 dni mieliśmy 1,5 dnia pogody - jak zwykle, słońce chyba nas nie lubi.
Spaliśmy w pensjonacie o nazwie Dask Aqua Holiday.
Przytulny pokój z łazienką, wygodne łóżko, nowe wyposażenie, kilka niedociągnięć (typu wypadające drzwi z szafy, brak haczyków na ręczniki, hałas od agregatora), ale poza tym było bardzo przyjemnie, czysto i schludnie. Cena w sezonie za wysoka (100 zł od osoby), po za sezonem ujdzie - 50 zł od osoby za noc.
Pierwszego dnia byliśmy na obiedzie niedaleko plaży w knajpie "Chata Rybaka", niestety nie najedliśmy się. Ja zamówiłam flądrę, ziemniaki i blanszowane warzywa. Najlepsze z tego były ziemniaki, ryba niestety była tak wysmażona, że nie było w niej oprócz spalonej skóry, mięsa ryby, warzywa przypalone i zimne.
Mój Luby zamówił fileta z dorsza, niestety panierka była niesmaczna, było jej za dużo, no i mało ryby w rybie.
To był nasz pierwszy i ostatni raz w tej knajpie.
Następnego dnia poszliśmy do Tawerny Rybackiej, przy porcie.
Zamówiliśmy filet z sandacza, ziemniaki grillowane z sosem czosnkowym i domową surówkę.
Tym razem na szczęście najedliśmy się i to bardzo!
Było pysznie, domowo, przewijało się mnóstwo ludzi, którzy czekali z boku na wolne stoliki.
Ryba, którą polecił nam Pan z kuchni, była przepyszna, wspaniale przyrządzona, ziemniaki z grilla - chyba od tamtego momentu moje ulubione, pysznie komponowały się z sosem czosnkowym i domowa surówka, wyrabiana przez kucharzy - jak u Babci.
Trzeciego dnia zamówiliśmy w tym samym miejscu pstrąga z frytkami i znowu tą pyszną surówką.
Tak jak poprzedniego dnia wyszliśmy zadowoleni, brzuszki pełne i szczęśliwe.
W tym samym miejscu była również pierogarnia i naleśnikarnia, wieczorem nie mogłam się powstrzymać i poszliśmy na pysznego naleśnika z owocami i serkiem.
Był idealny.
Ostatniego dnia zawitaliśmy tam na filet z soli, zupę z łososia, no i na deser ten sam naleśnik pełen jagód, truskawek, malin, brzoskwiń i serka!(Niestety zdjęć tych znakomitych potraw nie mam:()
Poza tym warto zwiedzić w Łebie oczywiście wydmy oraz oddalony o ok 9 km (Sarbsk) Sea Park.
Na wydmy można dojechać takim śmiesznym Melexem, a następnie przejść spacerem przez Narodowy Park Słowiński.
A kiedy nie padało jedliśmy gofry, lody, leżeliśmy na plaży, opalaliśmy się, podziwialiśmy zachody słońca, odpoczywaliśmy :).
Ostatniego dnia nawet się spiekłam troszkę.
Wyjazd niestety przeleciał bardzo szybko, ale za to wspaniale z moim Ukochanym P.
Na 4 dni mieliśmy 1,5 dnia pogody - jak zwykle, słońce chyba nas nie lubi.
Spaliśmy w pensjonacie o nazwie Dask Aqua Holiday.
Pierwszego dnia byliśmy na obiedzie niedaleko plaży w knajpie "Chata Rybaka", niestety nie najedliśmy się. Ja zamówiłam flądrę, ziemniaki i blanszowane warzywa. Najlepsze z tego były ziemniaki, ryba niestety była tak wysmażona, że nie było w niej oprócz spalonej skóry, mięsa ryby, warzywa przypalone i zimne.
To był nasz pierwszy i ostatni raz w tej knajpie.
Tym razem na szczęście najedliśmy się i to bardzo!
Było pysznie, domowo, przewijało się mnóstwo ludzi, którzy czekali z boku na wolne stoliki.
Ryba, którą polecił nam Pan z kuchni, była przepyszna, wspaniale przyrządzona, ziemniaki z grilla - chyba od tamtego momentu moje ulubione, pysznie komponowały się z sosem czosnkowym i domowa surówka, wyrabiana przez kucharzy - jak u Babci.
Trzeciego dnia zamówiliśmy w tym samym miejscu pstrąga z frytkami i znowu tą pyszną surówką.
Tak jak poprzedniego dnia wyszliśmy zadowoleni, brzuszki pełne i szczęśliwe.
W tym samym miejscu była również pierogarnia i naleśnikarnia, wieczorem nie mogłam się powstrzymać i poszliśmy na pysznego naleśnika z owocami i serkiem.
Był idealny.
Ostatniego dnia zawitaliśmy tam na filet z soli, zupę z łososia, no i na deser ten sam naleśnik pełen jagód, truskawek, malin, brzoskwiń i serka!(Niestety zdjęć tych znakomitych potraw nie mam:()
Na wydmy można dojechać takim śmiesznym Melexem, a następnie przejść spacerem przez Narodowy Park Słowiński.
A kiedy nie padało jedliśmy gofry, lody, leżeliśmy na plaży, opalaliśmy się, podziwialiśmy zachody słońca, odpoczywaliśmy :).
Ostatniego dnia nawet się spiekłam troszkę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Smacznego!